Chyba się nie pomylę, jeśli napiszę, że Dawson City to najsłynniejsze miasto w Jukonie. Serce znanej na cały świat gorączki złota nad rzeką Klondike. „Paryż Północy” – tętniący niegdyś życiem ośrodek złotego szaleństwa. Do dzisiaj historie związane z Dawson i poszukiwaniem złota fascynują i pobudzają zew przygody. Przecież to właśnie tutaj Sknerus McKwacz zarobił swój pierwszy milion, a Jack London zebrał inspiracje do książek. Któżby oparł się atmosferze westernowego miasteczka, które do dziś wygląda jak wyjęte żywcem z końca XIX wieku? Na kim nie zrobi wrażenia stukot kowbojek o drewniane werandy, tumany kurzu unoszące się z piaszczystych dróg? Tak, Dawson City pobudza wyobraźnię. Kiedyś napisałam trochę o historii miasta w czasie gorączki. Zachęcam do przeczytania.
Teraz jednak chcę poruszyć temat Klondike w zupełnie innym, ciemniejszym i nieraz pomijanym kontekście.
DAWSON DZISIAJ
Dawson jest doprawdy uroczym miasteczkiem. Kolorowe, drewniane budynki. Pozbawione asfaltu drogi. Saloony, sklepiki i stylowe hotele. Zabite deskami biznesy, zamknięte może 20 lat temu, a może wczoraj – trudno określić, bo wszystko i tak wygląda jak z przełomu XIX i XX wieku. Tuż przy głównej ulicy leniwie płynie Jukon. Niedaleko wpada do niego rzeka Klondike i od tej chwili tworzą wspólny nurt marzeń, który niegdyś przyciągnął tutaj dziesiątki tysięcy ryzykantów. Już po pierwszych kilku minutach w Dawson łatwo dojść do wniosku: w tym miejscu przeszłość zlewa się z teraźniejszością. Jedno z haseł reklamowych miasta brzmi: „Dawson City – tutaj wehikuł czasu nie będzie potrzebny.”
Jest gorąco. Lata w Jukonie są krótkie, ale ciepłe. Temperatury dochodzą do 30°C i nietrudno załapać się na wspaniałą aurę. Warto pamiętać o jednym: za sprawą szalejących co roku na północy pożarów, z nieba czasami sypie się popiół, a słońce z ledwością przebija się przez kurtyny dymu (we wpisie „Fireweed – na spalonej ziemi” miasteczko, które opisuję, to właśnie Dawson).
Trzeba przyznać, że jak na dzisiejsze niecałe 1,5 tysiąca mieszkańców, Dawson City wie, jak zorganizować życie imprezowe. Dzień polarny trwa prawie 24 godziny. I prawie tyle może trwać impreza. Do czwartej nad ranem gadaliśmy z lokalsami, piliśmy z właścicielem któregoś z hoteli, pracownikami barów i innymi, którzy po całym dniu pracy przyszli się wyluzować. Knajpa zamknięta była od 1 w nocy, ale nikt się tym nie przejmował. Ludzie pili, romansowali, przychodzili i wychodzili. A słońce nic sobie z tego nie robiło, konsekwentnie odmawiając schowania się za horyzont. Obserwując to wszystko przypomniałam sobie cytat z wiersza Roberta Service’a:
“There are strange things done in the midnight sun
By the men who moil for gold;”
Uśmiechnęłam się do własnych myśli i doszłam do wniosku, że nigdy w życiu nie byłam w fajniejszym mieście. Niestety każda impreza ma swój koniec, nawet ta w Dawson. Trzeba przekonać umysł, że ten dzień to tak naprawdę noc, że biedny nie doczeka się mroku i należy po prostu iść spać.
GORĄCZKA ZŁOTA
W końcu przychodzi dzień – prawdziwy dzień, a wraz z nim wszelkie typowe dla okolicy atrakcje. Praktycznie wszystko wiąże się ze złotem. To prawdziwa gorączka na punkcie gorączki. W Dawson nadal wydobywa się złoto. W rzece Klondike i jej dopływie – strumieniu Bonanza – wciąż płynie słoneczny kruszec. Okolica może poszczycić się około 80 rodzinnymi biznesami wydobywczymi. Oprócz tego każdy, kto ma chęć, może wybrać się nad wodę z misą i próbować swojego szczęścia. Niektórzy przychodzą na chwilę, dla zabawy, inni spędzają tu całe dnie, leniwym ruchem nabierając kolejne porcje piachu i żwiru. Cały proces przypomina energią chodzenie na ryby.
Z całego tego złotego szaleństwa nieśmiało wychyla się historia znacznie starsza, niż ta z przełomu XIX i XX wieku. Jeśli na chwilę porzucimy myśli o westernowym miasteczku, saloonowych opowieściach i Sknerusie McKwaczu, nagle okaże się, że to nie poszukiwacze złota byli pierwsi w tej okolicy. Niby oczywiste, a jednak zaskakujące. O Dawson City zwykle pisze się tak, jakby przed gorączką złota nie było tutaj nic. A przecież plemię, o którym już Wam pisałam – Tr’ondëk Hwëch’in – żyło tutaj od wieków. W mieście znajduje się Dänojà Zho Cultural Centre, gdzie można odkryć dla siebie historię i kulturę Indian znad rzeki Klondike. Informacje są łatwo dostępne. Mimo wszystko, mało kto o tym pisze. Zastanowiłam się nad jednym – skoro znajduję się na terytorium plemienia Tr’ondëk Hwëch’in, dla którego ziemia to świętość i nierozerwalna część jestestwa (przypominam, że pisałam o tym w poście poświęconym okolicom parku Tombstone), to jak destruktywnie mogło wpłynąć na ich kulturę i środowisko odkrycie złota?
Okazuje się, że było to wydarzenie niezwykle niszczące.
ROK 1896
Korzystając z materiałów National Library of Canada zrozumiałam, że z perspektywy rdzennej ludności gorączka złota nie była marzeniem, ale w pewnym sensie koszmarem. Odkrycie kruszcu nad Klodike dla Jukonu oznaczało pierwszą dużą zmianę wywołaną przez człowieka. Do tego momentu rdzenni mieszkańcy prowadzili wędrowny tryb życia, związany nierozerwalnie z porami roku i przemieszczaniem się zwierzyny. Wraz z odkryciem złota w 1896 roku, tysiące białych przybyło na święte tereny tubylczej ludności. Wybuchały pożary, które natychmiast rozgoniły zwierzynę z okolic Dawson City. Używana technologia niemal całkowicie wyeliminowała z obszaru ryby i roślinność. Myśliwi zredukowali populację łosi i karibu o połowę. Ludzie przybywający tłumnie z południa przywozili ze sobą choroby, z którymi rdzenni mieszkańcy często nie mieli szans.
W ciągu zaledwie kilku lat Jukon zamienił się z bezkresnej dziczy w ważny ośrodek wydobywczy i komercyjny. Nietrudno wyobrazić sobie, jak wielkim szokiem mogła być tak nagła i radykalna zmiana dla Indian. Jedno pokolenie wystarczyło, aby z tętniącej życia społeczności zbieraczy i myśliwych zrobić zależny od biurokracji margines. Gorączka złota miała natychmiastowy wpływ na jakość i poziom wód. Spowodowała zmiany w krajobrazie a także populacji zwierząt. To wszystko przyczyniło się do zakończenia prowadzonego przez setki lat sposobu życia rdzennych mieszkańców doliny Klondike i – co chyba w sposób najbardziej obrazowy przedstawia negatywny skutek gorączki złota – zdziesiątkowała ich społeczeństwo.
Jeszcze tego samego dnia moje kowbojki zupełnie inaczej stukały po drewnianych podłogach saloonów, już nie tak ekscytująco. Historia gorączki złota nadal fascynuje, pobudza wyobraźnię, ale przypomina także, że wszystko ma swoją cenę, a nasi bohaterowie mogą być czyimiś oprawcami.
I czy Dawson City naprawdę jest miejscem, w którym wehikuł czasu nie będzie potrzebny?
Kategorie: STRONA GŁÓWNA