13.06.2020. Pokażę Wam miejsce, które jeszcze kilka dni temu nie istniało. Dzisiaj patrzy na nie cały świat. Niezależnie od poglądów, przebywanie tam, to przeżycie jedyne w swoim rodzaju.
Capitol Hill w Seattle, to dziś najsłynniejsza chyba dzielnica na świecie. Zawsze kojarzona z wolnością, ostoja społeczności LGBTQIA, stała się właśnie domem dla CHAZ – Capitol Hill Autonomous Zone (Strefa Autonomiczna Capitol Hill) albo – jak kto woli – Free Capitol Hill.
To około 6 przecznic dzielnicy, które tworzą przestrzeń, krótko mówiąc, przejętą przez protestujących obywateli miasta. CHAZ jest strefą wolną od policji, zarządzaną przez protestujących Black Lives Matter. Powstała 8 czerwca, wokół komisariatu Capitol Hill’s East Precinct, na skrzyżowaniu East Pine Street i 12th Avenue, po opuszczeniu budynku przez policję. Było to następstwem kilku dni zamieszek, które wybuchały pomiędzy policjantami, a protestującymi. Od tego czasu Free Capitol Hill jest „ostoją protestujących”. A ci walczą z rasizmem, a także m.in. o kontrolę stawek wynajmu mieszkań, odwrócenie gentryfikacji, zniesienie policji, dofinansowanie opieki zdrowotnej, odrzucenie zarzutów względem aresztowanych za udział w protestach, czy wszczęcie śledztwa federalnego w sprawie brutalności policjantów.
Donald Trump zaapelował do gubernatora Waszyngtonu, Jay’a Inslee, oraz burmistrzyni Seattle, Jenny Durkan, o natychmiastowe „odzyskanie miasta”. Protestujących nazwał „wstrętnymi anarchistami”, a sytuację skandaliczną na skalę, jakiej „ten wielki kraj jeszcze nie widział”. Durkan w odpowiedzi poprosiła prezydenta, aby ten ukrył się w swoim schronie. Burmistrzyni określiła CHAZ jako miejsce imprezowe w duchu, aktualnie nie stwarzające zagrożenia i pozbawione przemocy. 12 czerwca odbyły się negocjacje w sprawie zwolnienia strefy przez protestujących. Sytuacja jest dynamiczna.
Co zobaczyłam, przebywając w CHAZ 2 dni?
Wewnątrz strefy wstrzymano ruch zmotoryzowany. Wejście oznaczone jest znakami „You Are Now Entering Free Capitol Hill”. Mały to szczegół, ale potęguje wrażenie przekraczania pewnej granicy. Od razu zauważam słynny komisariat. Napis „Seattle Police Department” zamieniono na „Seattle People Department”. Tłum ludzi. Sporo osób tańczy, ktoś puszcza muzykę, niektórzy malują ściany budynków albo ulice. Otwarto „No Cop Co-op”, gdzie za darmo rozdawane jest jedzenie, picie, środki sanitarne. W niektórych miejscach ustawiono kanapy i strefy przeznaczone do edukacji w kwestiach rasizmu w USA. Widzę ludzi wielu narodowości i ras, widzę dorosłych i dzieci. Od czasu do czasu ktoś przez megafon zachęca ludzi do skandowania słów „Black Lives Matter”. Niektórzy wchodzą na dachy budynków i wywieszają flagi. Wieczorem odbywa się projekcja filmów dokumentalnych. 10-11 czerwca wzdłuż East Pine Street powstaje ogromny napis Black Lives Matter, stworzony wspólnie przez wielu artystów. Przez ten czas, który spędziłam w CHAZ, nie zauważyłam żadnego przejawu agresji ani przemocy (jestem w stanie opisać tylko to, czego sama doświadczyłam, a kłamać nie będę). Przyjazna i twórcza atmosfera, atmosfera festiwalu powiedziałabym (być może dziwnie to brzmi w kontekście wydarzeń, które zapoczątkowały protesty, ale takie odniosłam wrażenie). W tym wszystkim można jednak znaleźć sporo merytoryki i jeśli ktoś chce posłuchać/poczytać, co protestujący mają do powiedzenia, wiele takich punktów odnajdzie. Pierwsze wrażenie z Free Capitol Hill jest bardzo intensywne – czuję się jak w komunie dzieci-kwiatów, emocjonalnie daję się trochę ponieść wspólnotowej atmosferze (na szczęście fizycznie nadal pamiętam o koronawirusie).
Czy było coś, co mogłabym uznać za jednoznacznie negatywne? Tak. Praktykowanie „social distance” jest w CHAZ właściwie niemożliwe. Wspólne jedzenie, grupowe panele edukacyjne, zabawa – nietrudno się domyślić, do czego to niebawem doprowadzi. Koronawirus nie śpi. Druga rzecz, to przyprowadzanie do strefy zbyt małych dzieci. Niestety, widziałam także kilku mocno pijanych rodziców, ciągnących dzieci przez tłum.To opis moich przeżyć z danej chwili, a nie poglądów politycznych czy społecznych. Skąd się tutaj wzięłam? Odpowiedź jest prosta: w Seattle mieszkam, to mój dom od wielu lat. Ocenę Strefy Autonomicznej Capitol Hill zostawiam każdemu z Was. Tymczasem zachęcam do obejrzenia zdjęć. Najlepiej wszystkich, bo starałam się wybrać zróżnicowane kadry. Kilka według mnie istotnych jest w środku i pod koniec. Przyznać trzeba, że CHAZ zamienił Seattle w miasto nieprawdopodobnie fotogeniczne:
Kategorie: BEZ KATEGORII