Żur i żurek to nie jest ta sama zupa. Żur robi się na zakwasie z mąki żytniej, do żurku natomiast używamy zakwasu z mąki pszennej. Różnią się konsystencją, sposobem podania i są kwaśne w innym stopniu. Tak przynajmniej poinformował mnie wujek google tuż przed Wielkanocą. Zmarszczyłam czoło i w pełnym skupieniu przeczytałam przepis na idealny żurek. Okazało się, że i tak nie zdążę, bo zakwas robi się kilka dni(!). Przyjaciółka wysłała mi właśnie zdjęcie domowej roboty pasztetu a presja świątecznego psycho-gotowania sięgnęła zenitu. Między brwiami znowu pojawiła się zmarszczka i spojrzałam w Internet jeszcze raz.
Dwie godziny później spakowaliśmy do plecaków kanapki, zabraliśmy śpiwory, nosidło, kurtki przeciwdeszczowe i wyruszyliśmy na rodzinne święta do rezerwatu Indian z plemienia Makah. Ogólnie polecam wszystkim święta pozbawione gotowania i sprzątania, są o wiele mniej stresujące. Nawet jeśli przez dwa dni leje deszcz a każdy spacer wiąże się z tonięciem w błocie po łydki.
No dobrze, teraz konkrety. Święta spędziliśmy na północno-zachodnim krańcu półwyspu Olympic w stanie Waszyngton. Nad Pacyfikiem. Plan był prosty: siedzimy na plażach do oporu, jemy kanapki i śpimy w bagażniku. A to wszystko w rezerwacie Indian z plemienia Makah. Deszcz lał non-stop i nie spotkaliśmy zbyt wielu miejscowych. Posępne widoki zaparły nam dech a wizyta na ziemiach “ludzi, którzy żyją blisko mew i skał” zaowocowała postanowieniem szybkiego powrotu. Chociaż ołowiany klimat wybrzeża Pacyfiku na początku nas przytłaczał, szybko doszliśmy do wniosku, że idealnie pasował do krajobrazu.
Plaża Shi-Shi
Zwykle nie wracamy w miejsca, które już odwiedziliśmy. Dlaczego tym razem tak nam zależy na powrocie? Chodzi o ludzi z plemienia Makah. Współczesne dzieci Makah noszą najki i dżinsy. Ludność plemienia niewiele różni się od białych Amerykanów. Chodzą do szkół, szperają w Internecie, oglądają futbol. Ale w przeciwieństwie do innych, biorą udział w potlaczach, wstępują do tajnych stowarzyszeń i polują na wieloryby (tak! Plemię Makah jako jedyne w kraju ma prawa do polowania na wieloryby). Do rezerwatu prowadzi tylko jedna asfaltówka – wąska, kręta i śliska droga stanowa 112. Kultura tego plemienia od zawsze była silnie związana z przyrodą i zasobami oceanu, lasów i rzek. Sami siebie nazywali qwi-dich-cha-at, czyli ludźmi, którzy żyją blisko skał i mew. Najbardziej niesamowite jest oczywiście polowanie na wieloryby na otwartym morzu. Kiedyś – oprócz funkcji kulturowych – wieloryby były dla plemienia źródłem żywności i cennym towarem handlowym. Dzisiaj wieloryby wykorzystywane są tylko w duchowej sferze ich życia – w trakcie ceremonii i jako źródło siły wewnętrznej. Kiedy przejeżdżaliśmy przez Neah Bay – jedyną scentralizowaną wioskę w rezerwacie – widzieliśmy wiele tajemniczych rzeźb, malowideł i napisów na domach. Nie wyciągałam aparatu, przekonana, że spowrotem będziemy jechać tą samą drogą. Nie udało się. I między innymi dlatego wrócę do rezerwatu Makah – żeby Wam go pokazać. Do tego czasu zobaczcie, jak wygląda ziemia ludzi lasu i wody.
Cape Flattery
Szlaki prowadzące do plaż: gęsty las, błoto lub zwalone drzewa.
Szału nie ma, ale spać się da!
Na koniec podrzucam idiotyczny pomysł: 1)zobacz, jak mąż wchodzi na wielką skałę. 2)Wejdź też. 3)Płacz na szczycie, że umrzesz podczas schodzenia.
Jeśli jesteście ciekawi, jak wygląda życie w rezerwacie Indian z plemienia Makah, obserwujcie nas na facebooku! Niedługo wpis.
Kategorie: STANY KONTYNENTALNE, STRONA GŁÓWNA