ALASKA

Czy dotarłam do magicznego autobusu numer 142? Serce Alaski: Denali.

1.denali

Wpisuję w wyszukiwarce słowo: „Alaska”. Wchodzę w grafikę i widzę klasyczne zdjęcia potężnego masywu Denali otulonego zielenią. Dziki bezkres przecina cienka nitka, czyli jedyna droga w parku. Tylko nitka zdradza, że to miejsce odwiedzają ludzie. Wspaniały widok – pomyślałam. Chcę tam być.

A potem pojechałam z synkiem na Alaskę. Widzieliśmy piżmowoły, bizony i karibu. Obserwowaliśmy niedźwiedzie, spacerowaliśmy po Oceanie Arktycznym i włóczyliśmy się po tundrze. Wisienką na torcie miał być Park Narodowy Denali. Jedyne miejsce na Alasce, o którym miałam konkretne wyobrażenie.

Jak to zwykle bywa – wyobrażenie znacznie się różniło od rzeczywistości (chociaż ta też była piękna):

lands

lands1

landss12

landss1

landss

myszz

Denali to okolica niezwykłej urody. Tylko trudno porównać ją do Arktyki, do parku Gates of the Arctic, do tych wszystkich przepięknych i niemal zupełnie pozbawionych turystów miejsc. Miejsc, które dają swobodę obcowania z naturą i budzą instynkt włóczęgi. Na mój odbiór Denali wpłynęło także zmęczenie: po wielu nocach spędzonych w namiocie lub w aucie, ciągłym funkcjonowaniu na najwyższych obrotach, wielu emocjach i wzruszeniach, tuż po przejechaniu Dalton Highway, byłam wyczerpana. A jak wiadomo, podróż z czterolatkiem wielu chwil na leniuchowanie nie przewiduje. Moment zmęczenia padł akurat na Denali.

No dobrze, ale o co właściwie z tym parkiem chodzi?

Park Narodowy Denali to największy park w Stanach Zjednoczonych. Jego nazwa pochodzi oczywiście od znajdującego się na tym terenie najwyższego szczytu Ameryki Północnej. Denali był do niedawna oficjalnie nazywany także Mount McKinley. Oprócz szczytu wchodzącego w skład Korony Ziemi, park słynie z bujnej flory i fauny oraz niepowtarzalnych krajobrazów. Latem turyści z całego świata przyjeżdżają tutaj licznie w nadziei, że zobaczą niedźwiedzia, nasycą się widokiem imponującej góry i przeżyją przygodę. Dlaczego w pewnym sensie nie udało mi się doświadczyć w pełni żadnej z tych trzech rzeczy? Ano, dlatego:

W Denali wcale nie jest łatwo zobaczyć Denali. Chmury lub mgła skutecznie utrudniają podziwianie szczytu. Właściwie szansa na oglądanie góry wynosi około 20%. Widzieliśmy szczyt tylko przez chwilę, przez okno autobusu. Bardzo zazdroszczę tym, którzy mieli więcej szczęścia!

laefxgn

landsss

No właśnie – autobus. To jedyny środek transportu dostępny na terenie parku. Rozumiem takie rozwiązanie. Cieszę się, że Denali mimo ogromnej popularności wciąż pozostaje dzikim miejscem, pozbawionym wielkich parkingów, aut, kamperów itd. Nie mogę jednak ukryć, że ten brak swobody trochę nam doskwierał: przyzwyczailiśmy się do tego, że zatrzymujemy się tam, gdzie chcemy. I na ile chcemy. Cena za autobus waha się od 30 do 40 dolarów i obejmuje podróż w obydwie strony: Visitor Center – wybrany punkt w parku (do wyboru 4 opcje) i na odwrót. Dzieci 15 lat i mniej – free. My wybraliśmy się na najdłuższą możliwą wycieczkę: przejechaliśmy całą nitkę z tych pięknych zdjęć z Internetu. Droga ma 100 mil, jednak autobus przemieszcza się dość wolno. Efekt: podróż w dwie strony zajęła nam 11 godzin.

denalibus1

denalibus2

denalibusa

To może pójść na szlak? Albo wybrać się na backpack? No pewnie, że tak! Tylko najpierw należy pamiętać o tym, żeby wyrobić tzw. „background permit” w Visitor Center. A! No i w Denali właściwie nie ma oznaczonych szlaków. To dzikie miejsce na zawsze ma pozostać dzikie. W parku wydzielone są strefy dostępne dla odwiedzających, które jednak w żaden sposób nie ingerują w krajobraz. Jeżeli chcesz skorzystać z pola namiotowego – zaplanuj to odpowiednio wcześnie: miejsc jest bardzo mało. Nam nie udało się zdobyć miejsca na kempingu a na backpack byliśmy zbyt zmęczeni i mało przygotowani. Skończyło się na krótkich wędrówkach w trakcie dnia.

lands2

DSC_6642a

mouse

Co ze zwierzętami? Czy faktycznie spotkanie z grizzly jest w Denali tak powszechne? Nie mogę powiedzieć, że nie widzieliśmy zwierzaków, bo skłamałabym. Widzieliśmy karibu, widzieliśmy niedźwiedzie. Tylko dystans między nami był tak duży, że obserwowaliśmy je przez lornetkę, ewentualnie przez zoom w aparacie. Do tej pory na Alasce i w Kanadzie obcowaliśmy ze zwierzakami naprawdę blisko. Niedźwiedzie spacerowały sobie kilka metrów ode nas, z krzaków obserwowaliśmy piżmowoły, przyglądaliśmy się kozicom, bizonom, karibu. W Denali nie mieliśmy tyle szczęścia, co na przykład w drodze nad Ocean Arktyczny. Zdjęcia prezentują się „trochę” mizernie:

ssKaribu.

animal1Proszę Państwa, gdzie jest miś? Czy ktoś widzi misia?

animal

W Denali pierwszy raz od początku wyprawy spotkaliśmy tak dużo ludzi. Na szczęście udało nam się znaleźć miejsce do spania dość łatwo: okazało się, że tuż przy parku znajduje się „rest area”, czyli parking na którym śmiało mogę się zatrzymać na noc. Jednak ostatecznie nie zostaliśmy na tym parkingu. Dlaczego? Dlatego, że poznałam Todora! Ci, którzy byli z nami na bieżąco na facebooku, z pewnością kojarzą, o kim mówię. Dla tych, którzy nie czytali, udostępniam fragment wpisu z mojego pierwszego dnia w parku: „Dotarłam do Denali. Zmęczona, niewyspana i rozczarowana. Okazało się, że nie mogłam wjechać do parku własnym autem i musiałam czekać do następnego dnia na autobus. Pierwszy raz od początku wyjazdu nudziłam się. Siedziałam w hotelowym lobby, gdzie znajdował się sklep z pamiątkami, kawiarnia i wygodne kanapy. Zabijałam czas, zanim pójdziemy spać do samochodu. Młody złapał czapkę-niedźwiedzia, która leżała pod wielkim plakatem Denali. Założył ją na głowę i straszył wszystkich turystów (głównie seniorów), którzy przechodzili przez hol. Trochę rozruszał towarzystwo, wszyscy zaczęli się śmiać. Rozbawił też chłopaka, który pracował w kawiarni. No i tak się zaczęło.

Todor zapewnił nam odpoczynek, prysznic, wygodne łóżko i pokazał okolicę. Nie wyobrażacie sobie, jak wspaniały to był czas po tych wszystkich dniach w aucie(…) Ostatnie, czego się spodziewałam w ten nudny i męczący dzień było to, że poznam kogoś w podobnym wieku, że będę spacerować pod mostem (kilkadziesiąt metrów nad rzeką!), że wypiję w całości pierwszą kawę w życiu (i będzie mi smakować!), że pogadam o tylu ciekawych rzeczach”*. Todor został naszym przyjacielem a od tego czasu widzieliśmy się jeszcze raz – tydzień jeździliśmy wspólnie po Waszyngtonie. Ta przyjaźń to niewątpliwie najfajniejsze, co zostało mi w pamięci z Parku Narodowego Denali. 

DSC_6555

laefxgnmr

bridgeTodor wymyślił dla nas dość nietypowy sposób zwiedzania okolicy.

laefxgnmByło warto!

todorPamiątkowe zdjęcie pod czyimś pokojem.

toodorJedyne chyba miejsce w pobliżu parku, gdzie można zjeść coś ciepłego i nie zbankrutować. Buda przy sklepie. Zapamiętajcie.

Na koniec sprawa, o której nie planowałam pisać, ale zostałam przez Was wywołana do odpowiedzi. Chodzi o zdjęcie profilowe bloga i jednocześnie główne zdjęcie tego posta. Czy naprawdę dotarliśmy do magicznego autobusu 142 z Into The Wild? Odpowiedź brzmi: NIE. Mimo, że jestem fanką książki i filmu. Zdjęcie zostało wykonane przy wiernej replice słynnego autobusu, w którym Chris McCandless (Alexander Supertramp) spędził ostatnie dni życia. Replika znajduje się bardzo blisko oryginału, w miasteczku Healy, na skraju Parku Narodowego Denali. To właśnie tutaj Chris wkroczył na swój ostatni szlak: Stampede Trail.

1.denali

bus1

bus4

Dlaczego nie dotarłam do oryginału, skoro byłam tak blisko? Po pierwsze: nie dałabym rady zrobić tego z synem. W tym czasie poziom wody w rzece Teklanika (trzeba ją przekroczyć, aby dotrzeć do autobusu) był wysoki a nurt rwący. Dodam, że niektóre osoby próbę przedostania się przez rzekę przypłaciły życiem. Po drugie: jeśli nie o własnych siłach, na miejsce można dostać się helikopterem. Nad tym nie zastanawiałam się choćby przez chwilę. Taki lot kosztuje około 1000 dolarów. Płacenie małej fortuny za lot helikopterem do autobusu stoi w sprzeczności z treścią książki. Po trzecie: nigdy nie zastanawiałam się dłużej nad wędrówką do autobusu numer 142, nie stanowiło to mojego celu ani nie było moim podróżniczym marzeniem.

A jeśli już jesteśmy przy temacie Into The Wild: zapytałam kilka osób z Alaski, co sądzą o tej historii. Wszyscy zgodnie uznali, że rozpowszechnianie historii Chrisa jest szkodliwe i głupie. Uznają go za nieodpowiedzialnego i naiwnego. Według nich film i książka zachęcają najzagorzalszych fanów do wędrówki – każdego roku organizowane są akcje ratownicze dla tych, którzy przecenili swoje siły.

A Wy, co o tym myślicie?

PS. W Denali popularne są takie rozrywki, jak: lot helikopterem i lądowanie na lodowcu, czy spływ pontonem po rzece. Nie wypowiadam się na ich temat, ponieważ nie korzystałam. Na szczęście w następnym poście postawimy nogę na lodowcu i to bez pomocy helikoptera. Widzimy się w Kanadzie!

bus3

bus5a

busZapiski Chrisa McCandlessa.

*TUTAJ znajdziecie cały wpis o Todorze.

Jeśli jeszcze Was nie ma na facebooku, zajrzyjcie koniecznie!

Kategorie: ALASKA, STRONA GŁÓWNA

2 odpowiedzi »

  1. Mnie też zastanawiało jak przeszliście rzekę Teklanika. Podoba mi się Wasze rozwiązanie 😉 Widziałam na youtube próby przekroczenia rzeki. Hardcore.
    Cała sprawa Supertrumpa jest dość… złożona? Mam mieszane uczucia. Film jest fascynujący, książka też. Z jednej strony ideały, bezkompromisowość, sprzeciw wobec tego co jest nie tak z tym światem. Ale z drugiej strony historia z autobusem nie była do końca wynikiem tego sprzeciwu, ale może właśnie lekkomyślności. I też rozumiem rozgoryczenie jego siostry, od której też się odciął.

    • Zgadzam się. Sam idea walki o wolność i walki z hipokryzją podoba mi się. Natomiast chłopak był nieprzygotowany i trochę naiwny, co skończyło się bezsensowną śmiercią, której przecież nie chciał. Podoba mi się wniosek, który sam się nasuwa i który Chris sam zapisał: happiness only real when shared 🙂

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.