STANY KONTYNENTALNE

Dolina Śmierci. Najgorętsze miejsce na Ziemi.

dsc_8600

„Czy ucieszyłaby Cię podróż do piekła? Już teraz możesz wybrać się do Doliny Śmierci! Znajdziesz tam wszystkie zalety piekła i ani jednej niedogodności.”*

WYGODNIEJ NIŻ W PIEKLE

Jest takie miejsce w uwielbianej przez świat Kalifornii, które Bóg chyba opuścił. Tuż przy granicy z Nevadą, w południowo-wschodniej części stanu. Najgorętsze miejsce na Ziemi. Jedno z najsuchszych, najniżej położonych, najbardziej wietrznych, niezwykłych i tajemniczych terenów, w jakie człowiek może się zapuścić. Surowe piękno pustyni zamienia się tam w surrealistyczne krajobrazy obcej planety. A jeśli ktoś będzie miał trochę szczęścia, w gorący dzień może usłyszeć, jak skwierczy ziemia. W Dolinie lata są długie, upalne i ekstremalne. Temperatury dochodzą do 50 °C, piach nagrzewa się do 90 °C i nie ma wątpliwości, dlaczego to miejsce zwane jest Doliną Śmierci. Nie dziwi już, że znajdziemy tutaj Diabelskie Pole Golfowe czy Widok Dantego. W 1913 temperatura osiągnęła 56.6 °C, tym samym ustanawiając rekord klimatyczny, który do dzisiaj nie został pobity.**

Jednak Dolina Śmierci ma też swoją drugą twarz, którą pokazuje kilka miesięcy w roku. Od końca października do kwietnia, najgorętszy zakątek  Ziemi, jest także jednym z najciekawszych miejsc do odwiedzenia. Zimą temperatura spada nawet do 20 °C. W sezonie nietrudno dostrzec, że Dolina Śmierci tak naprawdę nie jest doliną. To kolorowe skały, karmelowe wydmy, kaniony, wysokie góry o zaśnieżonych szczytach, zwierzęta, a nawet kwitnące kwiaty!*** Trochę wcześnie, bo w połowie października, spakowaliśmy namiot, porządne buty, krem z filtrem i wyruszyliśmy przekonać się na własne oczy, jakie jest naprawdę to przeklęte miejsce. I tak powstał rodzinny przewodnik po piekle.

*Z magazynu Death Valley Chuck-Walla, 1907

**Przez 91 lat rekord należał do libijskiego miasta Al-Azizijja, gdzie w 1922 roku odnotowano 57.8C. Ponowne analizy wykazały błąd w pomiarze. Rzeczywista temperatura była około 7 stopni niższa. Rekord wrócił do Kalifornii.

***Kwitnące kwiaty można spotkać w Dolinie wczesną wiosną.

ZABRISKIE POINT

Punkt widokowy, który najlepiej w całej Dolinie podkreśla niezwykłe ukształtowanie terenu. To miejsce jest ulubionym punktem obserwacyjnym w trakcie wschodów i zachodów słońca. A my, oprócz tych wschodów i zachodów, byliśmy tam także w środku dnia i w nocy. Mówi się, że Dolina Śmierci to takie miejsce, gdzie możesz odnieść wrażenie przebywania na innej planecie. Spacerując po Zabriskie Point, faktycznie mieliśmy takie odczucie. Poza tym, każda wizyta nas zaskakiwała, ponieważ w zależności od światła, to miejsce potrafi wyglądać zupełnie inaczej. I jest romantyczne (powstał nawet film „Zabriskie Point”).

1

Zachód słońca

dsc_7952a

Noc, około 00.00

DSC_9455aa.jpg

Od lewej: świt, zachód słońca i środek nocy na Zabriskie Point.

dsc_9541

dsc_9540

Wieczór

dsc_9485a

Spacerując po Marsie

BADWATER BASIN

Czyli pokryte solą serce Doliny Śmierci. To słone jezioro jest najniżej położonym miejscem w Ameryce Północnej – prawie 86 metrów poniżej poziomu morza. Co ciekawe, najwyższy szczyt w kontynentalnych Stanach – Mount Whitney – oddalony jest tylko o 136 kilometrów! Badwater jest jak słona patelnia. Weszliśmy na nią i w sekundę ogarnął nas nieprawdopodobny ukrop i oślepiająca biel soli. Środek października to jeszcze nie czas na długie spacery po Złej Wodzie. Mówi się jednak, że jeżeli nie zatrzymałeś się przy Badwater, tak naprawdę wcale nie odwiedziłeś Doliny. Jeśli jesteś prawdziwym hardkorem, polecam zapisanie się na ultramaraton Badwater, który odbywa się tutaj w lipcu. Nazywany jest najtrudniejszym maratonem świata.

Aha! Skąd taka ciekawa nazwa? Podobno Badwater to spluwaczka szatana

DSC_8153.jpg

85,5 m.p.p.m.

DSC_81n00a.jpg

Rozmaite solne chodniki w Badwater.

DSC_8167a.jpg

Ta woda nie zaspokoi pragnienia.

DSC_8069.jpg

Na patelni. 

DANTE’S VIEW 

A Jeśli ktoś ma chęć zobaczyć spluwaczkę z góry, Widok Dantego to idealne miejsce. Położony jest wysoko w Górach Czarnych, dokładnie nad Badwater. Da się tam dojechać najzwyklejszym autem, droga pokryta jest asfaltem. Z uwagi na różnicę wysokości, temperatura jest zwykle dużo niższa. Dodając do tego silny wiatr, można naprawdę porządnie zmarznąć. Ale warto, bo panorama chwyta za serce. Ciekawie jest spacerować w górach i w tym samym czasie obserwować jedno z najniżej położonych miejsc na Ziemi. Mądre przewodniki mówią, że najlepiej przyjechać tam o wschodzie słońca. Nam się nie udało, ale wierzę na słowo – większość zdjęć musiałam robić w ostrym świetle dnia, co bywało dla mnie dużym wyzwaniem.

dsc_8787

Badwater widziane z góry.

DSC_8774d.jpg

Od lewej: droga do Widoku Dantego, życie w Dolinie Śmierci oraz wariacje solne.

DSC_8830.jpg

DSC_8873.jpg

Patelnia Badwater. Te małe mróweczki, to ludzie smażący się na niej.

DSC_8807.jpg

Patrząc na największą depresję Ameryki Północnej, w lusterku odbijają się góry.

DSC_8780.jpg

MESQUITE FLAT SAND DUNES

Nie tak wyobrażacie sobie pustynię? Voilà! Posyłam kilka zdjęć z najprawdziwszych piaskowych wydm. Mesquite Flat Dunes nie są jedynymi wydmami na terenie Doliny, ale najłatwiej dostępnymi. Ponieważ był to ulubiony punkt wyprawy dla Małego, nie traciliśmy czasu i bawiliśmy się właśnie tam.

DSC_8600.jpg

DSC_8x522.jpg

DSC_8637.jpg

DSC_8667.jpg

DEVIL’S GOLF COURSE…

Czyli diabelskie pole golfowe. Dlaczego? Bo tylko diabeł mógłby zorganizować tam grę w golfa… To miejsce kiedyś było słonym jeziorem. Kiedy wyschło, zostawiło po sobie warstwy soli, które pod wpływem siły erozji wykrzywiły się, skręciły i stworzyły ostre solne iglice. To słone pole wydaje się nie mieć końca, a temperatura tam staje się nie do zniesienia. Nie istnieje żaden szlak, jednak spacerowanie w tym niezwykle „przyjaznym” otoczeniu nie jest zabronione. Należy bardzo uważać, bo łatwo tam o upadek, otarcia, rany a nawet połamane nogi. Devil’s Golf Course to jedno z wielu miejsc w Dolinie, w którym cisza dzwoni w uszach. Jest natomiast jedynym, w którym w gorący dzień możesz usłyszeć dźwięk pękających słonych iglic. My mieliśmy to szczęście.

dsc_8049

dsc_798d0

A skoro już jesteśmy przy diabelskich polach… Oto The Devil’s Cornfield (chociaż prędzej wyrósłby tu popcorn, zamiast kukurydzy):

DSC_8496a.jpg

WĘDRÓWKI PIESZE

Czyli nasza ulubiona forma spędzania czasu. W Dolinie Śmierci jest kilka ciekawych, oznaczonych szlaków. W naszym przypadku sprawa była lekko utrudniona, ponieważ w październiku jest jeszcze naprawdę bardzo gorąco. Dodajmy do tego fakt, że Dolina to jedno z najsuchszych miejsc i nietrudno się domyślić, że długie wędrówki – szczególnie z dzieckiem – były ciężkie. Na szczęście udało się nam wybrać na spacery wśród karmelowych kanionów. Ale nie ma co ukrywać: jeśli trzyletniemu dziecku ma się podobać, trzeba uzbroić się w bobo-mobile. Zdjęcia ze szlaku Natural Bridge Canyon.

dsc_8213

Szczęśliwy Mysz w swojej lektyce.

dsc_82j56

dsc_834m5

ARTIST’S DRIVE

Alternatywą dla pieszych wędrówek w dni zbyt gorące, by spędzać dużo czasu na słońcu, jest samochód. Dolina Śmierci to miejsce idealne na wycieczki objazdowe. Oferuje wiele dróg widokowych, które zapierają dech w piersiach. Najsłynniejszą z nich jest Artist’s Drive, która wije się wokół wielobarwnych Gór Czarnych.

dsc_8443

Kolorowe zbocza Gór Czarnych.

dsc_8403

Tata, syn i szop Chopin (nieodłączny towarzysz podróży) w drodze na punkt widokowy Artist’s Palette.

dsc_8407

Artist’s Palette

dsc_8438

PRZYGODY OFF-ROAD

Jeśli jednak jesteś podróżnikiem, który utarte szlaki lubi zostawić daleko za sobą, nie zostajesz skazany na Artist’s Drive. Dolina Śmierci oferuje setki kilometrów dzikich dróg, o różnym poziomie trudności. Na pustyni można wynająć auto terenowe z krwi i kości i pojechać nim w poszukiwaniu adrenaliny. Oczywiście nie każda trasa wymaga płacenia za auto. Jeśli przyjedziesz karocą 4×4 z wysokim podwoziem, będziesz mógł nacieszyć się niejedną trasą omijając wypożyczalnię. Należy jednak zachować wyjątkową ostrożność w planowaniu takiej przygody, ponieważ drogi potrafią być wybitnie ciężkie, przeznaczone tylko dla wytrawnych kierowców off-roadowych. Pokonywanie ogromnych głazów może nie być najlepszym pomysłem na początek. Idealną drogą na pierwszy raz jest The Racetrack, prowadzącą do jednego z najsłynniejszych i najbardziej tajemniczych miejsc na Ziemi. Do wędrujących po wyschniętym jeziorze kamieni z Doliny Śmierci – The Racetrack Playa. Naukowcy od ponad wieku próbowali rozwikłać ich zagadkę. Dlaczego za kamieniami ciągną się długie ślady, ewidentnie przez nie wyżłobione? Głazy przesuwają się, chociaż nikt nigdy tego nie widział.

Pssst! Tak naprawdę zagadka została już rozwiązana, sprawdźcie. Albo zajrzyjcie na naszego facebooka, bo tam rozwiniemy niektóre wątki dotyczące Doliny.

20161020_173020

Kiedy dojechaliśmy nad jezioro, byliśmy zupełnie sami. To ogromny plus wybierania dróg mniej komfortowych.

20161020_172917

20161020_172904

ZŁOTO, BORAKS I MIASTA DUCHÓW

Dolina Śmierci ma w swojej historii lata kopalnianej aktywności. Najpierw poszukiwacze zapuszczali się tutaj za złotem. Wiąże się z tym opowieść wyjaśniająca nazwę tego nieprzyjaznego człowiekowi miejsca: w 1848 roku niedaleko Sacramento odkryto złoto, a Kalifornia stała się celem wielu ludzi marzących o bogactwie. Śmiałkowie podróżujący z Salt Lake City postanowili skrócić sobie drogę idąc przez pustynię. Nie spodziewając się tak trudnych warunków – pozbawieni wody i żywności – padli z wycieńczenia. Na szczęście dwóch młodych mężczyzn wydostało się z piekła i zdołało wrócić z zapasami. Wszyscy, którzy poczekali, przeżyli, a opuszczając to miejsce pozdrowili je słowami „Żegnaj, Dolino Śmierci”.  

Złoto złotem, ale jeśli chodzi o kopalnie, to dopiero po odkryciu boraksu górnictwo nabrało tu prawdziwych rumieńców. Minerał używany jako środek czyszczący przyciągnął dużo życia do zagłębia śmierci. Wielu ludzi wzbogaciło się wywożąc boraks z Doliny wielkimi wozami zaprzęgniętymi w 20 mułów.

W końcu jednak złoża złota wyczerpały się a popyt na boraks spadł. W 1994 utworzono Park Narodowy Doliny Śmierci. Lata kopalnianej aktywności pozostawiły więc po sobie ślady w postaci opuszczonych miasteczek – Ghost Towns. Największym z nich jest Rhyolite, leżące już na terenie stanu Nevada. To niezwykły przykład szybkiego rozwoju i jeszcze szybszej śmierci miasta. W 1904 roku odnaleziono złoto niedaleko Rhyolite. Między 1905 a 1907 rokiem zamieszkało tutaj prawie 8000 osób. Założono szkoły, wybudowano boisko, stację kolejową, a nawet… dzielnicę domów publicznych. Wraz ze spadkiem wydobycia złota, miasto zaczynało się wyludniać. W 1911 roku kopalnia została ostatecznie zamknięta. Zaledwie kilka lat później pojawili się tam pierwsi turyści, którzy w 1922 roku mieli okazję być świadkami… śmierci ostatniego mieszkańca Rhyolite. Odtąd mogli już mówić, że odwiedzili Ghost Town

Tuż przed wjazdem do miasta znajduje się The Goldwell Open Air Museum, które skutecznie wprowadza w surrealistczny nastrój.

2

1

4a

6g

3.jpg

AMARGOSA OPERA HOUSE

Wiele jest przedziwnych historii dotyczących Doliny Śmierci. Najpiękniejsza jaką znam wiąże się właśnie z boraksem oraz z tancerką i aktorką Martą Becket.

Marta Becket była tancerką, która występowała na Broadway’u w Nowym Jorku. Szukając dla siebie nowych inspiracji, stworzyła solowy show, z którym jeździła po całym kraju. W okolicy Doliny Śmierci, dokładnie w Death Valley Junction, jej auto popsuło się. W czasie, kiedy samochód był naprawiany, tancerka postanowiła zobaczyć, co pozostało z tego pracowniczego miasteczka założonego niegdyś przez firmę zajmującą się wydobyciem boraksu. Znalazła piękny budynek utrzymany w hiszpańskim stylu kolonialnym. Były to opuszczone  biura, sklep, stołówka.  Ku jej zaskoczeniu, w większej części gmachu  znajdował się… prymitywny teatr. Jak potem mówiła, kiedy tylko znalazła się w tym budynku, poczuła, jakby mówił do niej: „Weź mnie…Zrób dla mnie coś…Ja dam Ci życie”. Marta Becket przeprowadziła się z Nowego Jorku w okolice Doliny Śmierci, wynajęła teatr i wyremontowała go. 10 lutego 1968 roku dała swój pierwszy występ dla publiczności liczącej 12 osób. Biorąc pod uwagę fakt, że w okolicy tak naprawdę nikt nie mieszkał, przyciągnięcie jakiejkolwiek widowni graniczyło z cudem. Becket poradziła sobie z tym problemem. Namalowała publiczność. Dosłownie. XVI wieczna publika była malowana 4 lata od 1968 roku. Król, królowa, urzędnicy, Indianie, cyganki… Od tej pory nie opuścili żadnego spektaklu. 12 lutego 2012 roku Marta dała swój ostatni show w teatrze. Teraz Amargosa Opera House można zwiedzać w sezonie. Nam niestety udało się zobaczyć teatr tylko od zewnątrz, ponieważ akurat był zamknięty. Wrzucam jednak zdjęcie przepięknej sali. Zachęcam Was do poczytania w internecie o Marcie i jej niezwykłym życiu.

amargosaopera_resized

Zdjęcie powyżej: linktv.org

DSC_8728.jpg

dsc_8732

dsc_8747

dsc_8n733

FURNACE CREEK – CZYLI GDZIE SPAĆ?

Podróż do Doliny można zaplanować w przeróżny sposób. Zacznę od tego, że na terenie parku znajdują się 3 wygodne hotele. Centrum życia jest Furnace Creek Ranch, gdzie znajduje się duża informacja turystyczna, Borax Museum, sklep, stacja benzynowa, hotel, 3 restauracje, a nawet basen.

My z opcji hotelowej zrezygnowaliśmy. Wybraliśmy pole namiotowe Furnace Campground, czyli „piekielny kamping” położony niedaleko centrum turystycznego. To jedyne pole namiotowe w Dolinie, gdzie można zrobić rezerwację on-line. Uważam, że to dobre rozwiązanie z kilku powodów, ale najważniejsze to: oszczędność, bliskość sklepu i widok rozgwieżdżonego nieba nocą. (A właśnie! Wiecie, że noce w Dolinie Śmierci są bardzo jasne? Światło gwiazd i księżyca odbija się od piachu i efekt jest niesamowity). Są także prymitywne pola namiotowe – bez wody, toalety czy sklepu w pobliżu. Nie wzięliśmy ich pod uwagę, ze względu na naszego najmłodszego kompana. Ponadto ostatniego dnia zaszaleliśmy, zapłaciliśmy 5 dolarów i wykąpaliśmy się w hotelowym basenie.

Na co trzeba uważać? Na burze piaskowe, temperaturę, odwodnienie i jadowite zwierzaki. Ale o tym już nie dzisiaj. Zaglądajcie na facebooka, gdzie już niedługo znajdziecie więcej historii z Doliny.

DSC_7923.jpg

Używając terminologii syna, to była nasza „baza”. Mieliśmy sporo szczęścia, bo krzaki dawały nam rano cień. 

dsc_9287

Restauracja w Furnace Creek Ranch – 49’er Cafe. 

dsc_9347

Borax Museum

dsc_9254

4 odpowiedzi »

  1. Cudnie się was czyta i ogląda. O pięknych zdjęciach nie będę się już wypowiadać, bo niedługo zacznę się powtarzać 😉 Świetna wyprawa i gratulacje dla najmłodszego za wytrwałość 🙂 Pozdrowienia spod Warszawy.

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.